Autoportret

Lubię nadepnąć gołą stopą na padające na podłogę promienie słońca,
tak by na chwile poczuć ich ciepło, zanim umkną w nieznane.
Przymrużyć wtedy oczy i ogrzać się w nich przez moment,
przywołać morskie chwile z bryzą we włosach.

Lubię kroić chleb świeży, jeszcze ciepły, czuć jego zapach
i przypomnieć sobie dzieciństwo.
Beztroskie wakacyjne chwile na wsi z niebieskim i przejrzystym niebem,
żółtymi kłosami zboża, co przeplatane makami i chabrami
szumią pod wpływem gorącego powiewu.

Lubię smarować ten chleb grubo masłem i kłaść plaster pomidora,
co się mieni czerwienią i wchłania w siebie drobiny soli,
które spadają na niego, a już po chwili zanurzać się w nim i smakować.

Lubię poranną kawę i bycie zaspaną.
Ciszę i świst czajnika, co się po chwili niecierpliwić zaczyna.
Aromat czarnych ziaren, który stawia na nogi.
Nastrajanie się do codziennego biegu,
który mnie wchłania i nie przestaje zaskakiwać.

Uśmiecham się na te wyzwania, czasem z niedowierzaniem.
Każda chwila w konsekwencji i w (nie)dalekiej przyszłości okazuje się znamienna. Wystarczy poczekać.